poniedziałek, czerwca 12, 2006

Obchody 25-lecia Solidarności w Sydney


OFICJALNIE ...bez solenizantki!

W niedzielę 21 sierpnia 2005r w sali widowiskowej Klubu Polskiego Ashfield odbyła się oficjalna uroczystość poświęcona 25-leciu istnienia Solidarności. Spektakl wyreżyserował znany Polonii aktor i reżyser Dariusz Paczyński. Wzięli w nim udział nasi doskonali wykonawcy, jak też aktorzy australijscy; bo też przedstawienie - odbywające się (oprócz piosenek) w języku angielskim - przeznaczone było głównie dla publicznoiści australijskiej. Koncert organizowała Federacja Organizacji Polskich w NPW, Rada Naczelna Polonii Australijskiej i Konsulat RP w Sydney.

Honorowymi gośćmi byli dyplomaci, oraz prezesi polonijnych organizacji, natomiast solenizantkę, czyli Solidarność reprezentowały ...tylko dwie osoby! - przybyła aż z Melbourne działaczka Solidarności Elżbieta Szczepańska, oraz przebywający w Australii od kilku lat - Mirosław Strożyński, wiceprzewodniczący Solidarności na Śląsku, przywódca strajku w kopalni „Ziemowit”.

Sądząc po zamieszczonej na Pulsie Polonii relacji ze spektaklu, bogato ilustrowanej zdjęciami, oraz po relacji dźwiękowej nadanej w Radiu 2000FM – był to spektakl na najwyższym poziomie artystycznym, za co uznanie należy się Dariuszowi Paczyńskiemu i wszystkim artystom, bo oni nie zawiedli!

Zawiedli natomiast organizatorzy tej, jakże ważnej szczególnie dla nas! - emigracji solidarnościowej – imprezy, bowiem nie zaproszono na nią mieszkających w Sydney ...od dwudziestu lat! działaczy pierwszej Solidarności. Zatem była to uroczystość poświęcona Solidarności, bez... Solidarności! Dowcipnie określił to tydzień później - na bardzo licznym! spotkaniu byłych członków tego związku - prowadzący spotkanie Adam Gajkowski: Rada Naczelna i Konsulat zorganizowali uroczystość równoległą do naszej i wyglądało to tak, jak uroczystość urodzinowa bez solenizantów! Dlatego też powinniśmy powiedzieć im jasno i wyraźnie, że nic o nas - bez nas!

Nie napisałam sprawozdania z „oficjalnej” imprezy, ponieważ w niej nie uczestniczyłam – czując się solidarną z niezaproszonymi działaczami, z którymi tydzień wcześniej prowadziłam rozmowę w radiu 2000FM. Aż godzinną rozmowę, która jednak nie znudziła nikogo, ponieważ była PRAWDZIWA. Wielu słuchaczy płakało słuchając wspomnień ludzi, którzy byli bohaterami tamtych - przełomowych czasów. Bohaterami, którym zawdzięczamy upadek komunizmu. I nie jest ich winą, że nie potrafimy w Polsce zaprowadzić demokracji i doprowadzamy do upadku tego - za co wielu z nich oddało życie.

Niezaproszenia - tej jakże licznej! - grupy Solidarności zamieszkałej w Sydney, nie da się niczym usprawiedliwić! I nieprawdą jest rozpowszechniana wieść, jakoby to oni zbojkotowali imprezę „oficjalną”. Uczestniczyliby w niej, gdyby zostali oficjalnie - do czynnego udziału w niej zaproszeni.
Zastanówmy się, czy w ogóle jest możliwe, żeby RN i FOP nie wiedziały, że w Sydney mieszka kilkudziesięciu byłych działaczy Solidarności?

Zapobiegając ewentualnym usprawiedliwieniom: przedstawiciele organizacji polonijnych, jeśli nie z przyjemności, to z obowiązku powinni śledzić polonijne media. Łatwo można było dotrzeć do ludzi z Solidarności dzięki naszym mediom, także choćby za pośrednictwem aktora teatru Fantazja – Ryszarda Techmańskiego, który nie raz opowiadał o swoim udziale w Solidarności, w Radiu SBS i 2000FM.
Tydzień wcześniej (13.08.05r), w Radiu 2000FM została nadana wyżej wspomniana rozmowa z ośmioma działaczami Solidarności, która długo była dostępna na internecie. Również przez zaproszonego Mirosława Strożyńskiego można było dotrzeć do innych ludzi ze związku.

Na ironię, zamiast nich na widowni znaleźli się nawet ci, którzy w tamtych czasach byli po drugiej stronie barykady!
Z tego wynika logiczny wniosek: jeśli tak łatwo można było dotrzeć do ludzi z Solidarności, a nie zaproszono ich, to znaczy - zrobiono to celowo.

Uprzedzę, że nieprzyzwoicie byłoby się tłumaczyć, że była to impreza otwarta i każdy mógł na nią przyjść - bo przede wszystkim, to ludzie z Solidarności powinni być HONOROWYMI GOŚĆMI I ZASIĄŚĆ W PIERWSZYCH RZĘDACH! To oni byli bohaterami lat osiemdziesiątych w Polsce i to ich przedstawiali aktorzy na scenie. Także, w celu zachowania autentyczności spektaklu, trzeba było zaprosić ich do współudziału - mogli dodać własne, autentyczne, tragiczne wspomnienia. Zamiast tego, serię przemówień wygłosili ludzie ...którzy do Solidarności nie należeli!

Dowiedliśmy więc, że od prawdy ważniejsze są narzucone scenariusze. Było to nasze sydnejskie - NIEPOROZUMIENIE SIERPNIOWE...

NIEOFICJALNIE?...
– za to prawdziwie!


Tydzień później, w sobotę, 27 sierpnia - przy wypełnionej lustrzanej sali (również w Klubie Polskim Ashfield), odbyło się spotkanie działaczy, członków i sympatyków Solidarności.

Oto fragmenty komentarza o tej imprezie, który na Pulsie Polonii zamieścił „Ryszard”: Nasze "Rodzinne" obchody zapoczątkowała msza święta w kościele Św. Feliksa, w której wszyscy uczestniczyli z potrzeby duchowej. Piękna dekoracja wspaniała homilia, pieśni i łzy. Ale nie były to łzy mięczaków. Płakali mężczyźni zaprawieni w bojach z komuną, która chce sobie teraz nasze zwycięstwa przywłaszczyć (...) Spotkanie nasze w klubie podobno nieoficjalne, a może nielegalne? zgromadziło około setki działaczy Solidarności z samego Sydney. Byli wśród nas przywodcy strajków, robotnicy, członkowie Komisji Krajowej Solidarności, naukowcy, intelektualiści i prawie każdy z nas był więźniem komunistycznego reżimu (...) Była również wspaniała wystawa oryginalnych pamiątek. Były to nasze pamiątki, nie wypożyczone ani pochodzące z ubeckiej konfiskaty (...)

Spotkanie poprowadził Adam Gajkowski – były przewodniczący Komisji Zakładowej Solidarności w Zakładzie Remontowym Energetyki, region Gdańsk. Przypomniał historię powstania NSZZ Solidarność i na czym ona polegała: Solidarnośc była w robotniczym zachowaniu, w proteście jak on przebiegał, jak robotnicy potrafili się wspierać, jak potrafili wyciągnąć ostatni pieniądz, żeby wesprzeć strajkującą stocznię, wspomóc tych, którzy nie mają co jeść...

Wspomniał o esbeckiej działalności nawet we władzach Solidarności, opowiedział o prześladowaniach, uwięzieniach, o tych którzy oddali życie za to, żeby ludzie w Polsce mogli budować demokrację.
Przypomniał, że w Melbourne przez wiele lat mieszkała (już nieżyjąca) Alina Pieńkowska, która przez powstrzymanie, razem z Anną Walentynowicz wychodzących ze stoczni robotników - być może zmieniła bieg historii: Wśród nas, w Melbourne mieszkała Alinka Pieńkowska, taka drobna siostra służby zdrowia. To ona była tą osobą, która w osiemdziesiątym roku zatrzymała stoczniowców wychodzących po podpisaniu porozumienia z dyrekcją. Zaczęła biegać wsród ludzi, którzy mogli coś zrobić i prosiła: – Co robicie! Dlaczego wychodzicie! Zostają zakłady, które was wsparły, a wy po podpisaniu porozumienia wychodzicie. Gdzie jest wasza solidarność!

Po odśpiewaniu hymnu polskiego (cztery zwrotki, które pamiętaliśmy!) minutą ciszy uczczono pamięć poległych w tamtych latach. A potem, przy stołach, na których podano smaczny świąteczny obiad, zasiedli licznie byli członkowie Solidarności, wraz z rodzinami. Prawie wszyscy z nich kiedyś siedzieli w więzieniach, wszyscy byli prześladowani. A nawet, jak powiedział Aleksander Oczak – były członek Komisji Wydziałowej Fabryki Łożysk Tocznych w Kraśniku, delegat na zjazdy Zarządu Regionu w Lublinie: Na sali znajduje się p.Brygida Butyńska, która w czasie manifestacji ulicznych w Lubinie Legnickim, w roku 82, została postrzelona przez milicję i nie było to przypadkowe postrzelenie - namierzono ją i strzelono.

Obecne na spotkaniu kobiety także opowiadały o swoich tragicznych przeżyciach. A tak śpiewał o nich kiedyś M.Pietrzyk: Boże nasz, Boże nasz, Boże nasz, jak ten strajk, jak ten strajk długo trwa. Nasze żony, nasze matki są wśród nas. Całym sercem, całą duszą życzą nam, byśmy szybko to skończyli i do domów powrócili, ale muszą jeszcze wytrwać dłuższy czas...

Później, Adam Gajkowski oprowadził zebranych po wystawie pamiątek. Na ścianie umieszczono fotografie z czterech okresów. Pierwszy - „Komunistyczny terror” ukazywał sceny z demonstracji i walk ulicznych, między tymi zdjęciami - podobizny oprawców. Drugi „Odnowione oblicze ziemi” – to już Solidarność, Jan Paweł II, ksiądz Jerzy Popiełuszko. Trzeci: „Stan wojenny” – z tamtej strony terror, a ze strony Solidarności hasło: „Zło dobrem zwyciężaj”. Czwarty: „Na obczyźnie” – działalność i życie członków Solidarności w Australii.

Na stołach umieszczono mnóstwo drogocennych pamiątek, przechowywanych jak relikwie: listy uwięzionych od i do najbliższych, chusteczki do nosa i ściereczki z podpisami współtowarzyszy więziennych, podpisy z drugiej strony wizerunku Czarnej Madonny - oprawionej w ramki z kawałków drewna więziennej podłogi, kartki żywnościowe, banknoty z nominałami nawet po 100.000 zł.
Autentyczne dokumenty: z pieczęcią - tajne - estremalny działacz NSZZ Solidarność, paszporty z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy, wyroki sądowe, akty oskarżenia, decyzje o internowaniu, zwolnienia z więzień, statut Solidarności i wiele innych. Obok medale za bohaterstwo, szabla z napisem „Bóg Honor i Ojczyzna”, pieczęcie Solidarności, opaski biało-czerwone z napisem Solidarność. Zrobione z więziennego chleba i obrzynków od puszki dwa świeczniki i czarno-srebrny krzyżyk, który uwięzionemu Janowi Michalakowi – założycielowi Solidarności Transbud Chorzów i działaczowi podziemia, dawał siłę niezbędną do przetrwania.

A na sąsiedniej ścianie - rysunki wykonane już w Australii: koala w kapeluszu z napisem Solidarność, orzeł biały ze znakiem Polski walczącej. Oraz rysunek pesymistyczny, lecz charakteryzujący obecną sytuację Solidarności w Polsce: fragment muru z wiszącą na jednym gwoździu tablicą, z nazwą ulicy Solidarności, a pod nią skulona stara kobieta z puszką na datki – ten rysunek symbol, wykonał Ryszard Gocławski - były działacz z regionu Białystok; a przedstawił na nim matkę zamordowanego przez wojsko w kopalni „Wujek”, która nie posiadając środków do życia zgłosiła się o pomoc do obecnej Solidarności. Pomocy nie otrzymała. My, w czasie sobotniego spotkania zebraliśmy na ten cel prawie 500$.

Obyło się bez pomników! Żywi ludzie - bohaterowie tamtych przełomowych czasów - dzielili się tragicznymi wspomnieniami, opowiadając jak Solidarność się rodziła, cierpiała i nie poddawała. Mimo upływu lat, z wielką emocją wspominali prześladowania: Jan Michalak: ...wpadło SB i aresztowali... (...) Wrzucili do suki, potem wywieźli mnie do lasu kochłowickiego gdzie wojsko ćwiczyło. Tam porucznik Daniec przystawił mi pistolet i powiedział: - Gnoju, zginiesz!

Ryszard Techmański: ...dostałem cios w żołądek, schyliłem się, ktoś drugi kopnął mnie w twarz, upadłem (...) Potem trzy miesiące byłem na przesłuchaniu w komendzie wojewódzkiej (...) ...wykręcili mi ręce, pokazali otwarte okno na czwartym piętrze, beton na dole i mówią: - Pan chyba ma zamiar uciekać? Jak pan ucieknie to się zabije na betonie. A jeśli się pan nie zabije - to mamy prawo strzelać do uciekającego.
Po wprowadzeniu stanu wojennego uwięzieni śpiewali: Zielona wrona, dziób w wężyk szamerowany, kto nie da drapaka, kto nie chce zakrakać, ten będzie internowany! Na spotkaniu, opowiadali o czasie spędzonym w ciężkich więziennych warunkach, gdyż „internaty” to były szybko opróżniane z kryminalistów więzienia; w których, w przepełnionych celach - często bez możliwości spacerów, byli zamknięci na lata i praktycznie pozbawieni więzi z rodzinami. Najcięższe były pierwsze Święta Bożego Narodzenia. Tak wspominał je Andrzej Klyta - były przewodniczący Komisji Zakładowej Huty „Kościuszko” i członek Komisji Krajowej Sekcja Hutnicza: ...ziemniaki gotowane na grzałkach były naszym opłatkiem, tymi ziemniakami się dzieliliśmy.
Władysław Iżewski – wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej Solidarności Transportu Sanitarnego w Lublinie i członek prezydium Krajowej Komisji Koordynacyjnej z siedzibą w Gdańsku: Jednemu internowanemu pękł wyrostek. Lekarz więzienny powiedział, że to nic takiego, a on się zwijał z bólu. Internowani, we wszystkich celach podjęli akcję walenia w drzwi, czym się tylko dało. Zostało wymuszone przewiezienie go do szpitala, gdzie natychmiast poddano go operacji. Jeżeli pozostałby trochę dłużej – zakończyłby życie. Opieka lekarska była tylko fikcyjna, nikt się nie przejmował internowanymi.
Ryszard Gocławski – głosem łamiącym się ze wzruszenia opowiadał o śmierci przyjaciela: ...powiedzili, że popełnił samobójstwo, w co nie wierzę! (...) Był człowiekiem, który pragnął żyć i pragnął wolnej Polski (...) Gdy pojechaliśmy go odbierać, to on jak ta szmata, w ubraniu więziennym leżał rzucony w rogu celi – kawał śmiecia, worka!... Kazali żonie, żeby go wzięła tak jak on leży...
Opowiadali jak szykanowano ich rodziny, jak je straszono, jak musieli się ukrywać, jak wyrzucano ich z pracy, a wreszcie z paszportem w jedną stronę - z Polski. A dlaczego opuszczali Polskę tłumaczy Aleksander Oczak: ...efektem tego wszystkiego, nawet emigracji do Australii może najbardziej wartościowej grupy działaczy związku – była desperacja. Nie widząc sensu i możliwości rozwoju, działania w kraju na rzecz związku, na rzecz społeczeństwa, podjęliśmy tak drastyczną i desperacką decyzję jak opuszczenie kraju. Nie widzieliśmy sensu, bo nasi wyżsi przywódcy szli w złym kierunku. Widać było, to jaskrawe sprzeniewierzenie się idei Solidarności. Nie mieliśmy już wpływu na to...

Mówili przedstawiciele Solidarności działającej kiedyś na terenach różnych miast polskich: Gdańska, Świdnika, Białegostoku, Lublina, Radomia, regionu Śląsko-Dąbrowskiego.
Słuchaliśmy też poezji - mającej wielką siłę oddziaływania nie tylko w tamtych czasach. Ryszard Techmański – były działacz Solidarności z regionu Śląsko-Dąbrowskiego recytował wiersze obecnego na sali swego przyjaciela Jana Bryla - byłego więźnia politycznego, członka Solidarności Podbeskidzkiej, przewodniczącego Komisji Zakładowej, członka Komisji Krajowej. Oto jeden z jego przejmujących wierszy, obrazujących tamte czasy:

Przechowamy w sobie ogień wielkiej Polski!
Nie stłamsi go szyderstwo ni żadne sojusze,
Bo nie transparenty tworzą siłę pieśni,
Ale wierne Jej grobom niepodległe dusze.
Bo w tej chorobie co mój kraj pożera
Nie pozwól Panie byśmy tak skarleli,
Że rozumieć nie będziemy tych co już odeszli,
A tworzyli naszą przyszłość z czerwieni i bieli.
Przeniesiemy tożsamość przez zły czas niemocy,
Przechowamy ją - choć groźny nastał czas choroby.
Po każdej epidemii powracało życie - jak trawa,
Co zarasta z czasem wszystkie groby.

Swoje wiersze czytali też Marek Baterowicz i Wiesław Pastuszko. Słuchaliśmy również piosenek „na żywo”w wykonaniu Jana Drucia i Wiesława Pastuszko, oraz z płyt – piosenek kiedyś zakazanych, a śpiewanych na niedozwolonych koncertach, w ośrodkach internowań, w więzieniach, czy w prywatnych domach. Atmosfera spotkania była ciepła i serdeczna - rodzinna. Brawa były szczere, bo bili je świadkowie i uczestnicy tamtych wydarzeń. Na koniec zaśpiewaliśmy hymn Solidarności i ...trudno się było rozejść.

Wierzę, że te 25-letnie urodziny zainaugurują ponowne zawiązanie dawnych znajomości, że Solidarność w Sydney znów zadziała - bo jest wiele spraw wśród australijskiej Polonii, które wymagają naprawienia.
I wierzę, że jak powiedział Adam Gajkowski: ciągle ...stanowimy tę wielką rodzinę Solidarności”, wierzę też, że zorganizują się ponownie ...oczywiście na bazie tej pierwszej, prawdziwej Solidarności.

I wierzę, że dołączą do nich członkowie i działacze Solidarności zamieszkali na terenie całej Australii i że zbojkotowanie ich na „oficjalnej” imprezie przyniesie niespodziewany skutek - trwałe odrodzenie Solidarności na antypodach.