
Zacznę od rozwinięcia podtytułu: spytałam kilku organizatorów imprez, które od 12 do 18 lutego 2007r. odbywały się w Ashfield w NPW, czy byliby w stanie, rok w rok organizować Tydzień Kultury Polskiej? Odpowiedzieli - czemu nie! No właśnie! Uważam, że to doskonały pomysł!
Wszak z polskiego tygodnia w Ashfield są zadowoleni i aryści i organizatorzy i publiczność. „Cudze chwalicie, swego nie znacie!” – możemy przeciwstawić się gorzkawej ironii tego polskiego porzekadła. Na minionym festiwalu zaprezentowalii swoje talenty mieszkańcy Sydney i okolic, na następne mogą zgłosić się także ci z dalszych stron. Na propagowanie polonijnych artystów nie musimy czekać kilkunastu lat w kolejce do PolArtu!
Ponieważ tegoroczne obchody były w jakimś sensie „pilotem” uroczystości, które odbędą się dokładnie w 170 rocznicę przybycia do Nowej Południowej Walii pierwszych polskich osadników, mamy pewność, że w przyszłym roku festyn się odbędzie. A potem?... Mam nadzieję, że tradycja pozostanie!
Okazuje się, że istniejemy w Australii prawie od początku! Chociaż co prawda, pierwszym Polakiem, który postawił nogę na australijskim kontynencie był zesłaniec Jan Potaski przybyły tu 204 lata temu. Lecz takie to były czasy, często skazywano ludzi na katorgę za nieznaczne przewinienia...
Natomiast pierwszymi osadnikami, którzy wysiedli ze statku w NPW w 1838r, była rodzina księcia Druckiego-Lubeckiego. I od tego roku liczymy polską obecność na australijskiej ziemi. W związku z tym, że równe 170-lecie przypada na rok 2008, komitet organizacyjny tegorocznych obchodów przewiduje dużo większe uroczystości w roku następnym.
Myślę, że wybrano dobre miejsce na ten festiwal. W Ashfield mieszka wielu Polaków, dzielnica ta leży mniej więcej w środku Sydney, no i wszyscy wiemy jak trafić do Polskiego Klubu! Park, gdzie odbywają się występy estradowe, jest zadrzewiony, a na porośniętym zdrową trawą placu może wygodnie ulokować się nawet kilkanaście tysięcy widzów.
Tegoroczny Tydzień Kultury Polskiej w Ashfield każdego dnia serwował ciekawe imprezy! Już na uroczystym otwarciu zostali przedstawieni polonijni artystyści plastycy i muzycy. Gości wchodzących na salę koncertową Town Hallu Ashfield, witała przemiła para w strojach ludowych, a byli to Elżbieta Cyganiuk i Krzysztof Żurawski z zespołu Kujawy.
Tuż przy wejściu po lewej stronie prezentował swoje najnowsze pejzaże i abstrakcje namalowane szpachelką! Krzysztof Kos. Po drugiej stronie stały dwa portrety autorstwa Grzegorza Dąbrowy: na jednym rozpoznaliśmy Ernestynę Skurjat-Kozek, ze swoim ulubionym foksterierkiem. Basia Dąbrowa, żona Grzegorza, dekoratorka Salonów Artystycznych w konsulacie RP, które zmieniały nieefektowną salkę w baśniowe komnaty - zaprezentowała dwie apetyczne martwe natury z owocami.
Dalej cieszyły oczy kwiaty Ewy Grajewskiej; barwne, oryginalne - malowane specjalną, wzorowaną na barokowej techniką akwarele Zbigniewa Dromireckiego; utrzymane w zielono-żółtych kolorach oleje zafascynowanej australijską naturą Uli Richardson; mistyczny busz Maryli Grzybowskiej; równie tajemnicze, zmuszające do kontemplacji prace Stana Florka, Wandy Gierzyńskiej, Bożeny Glajcher, Eli Madziar, Karoliny Nowak; surrealistyczne prace Marka Kołaczkowskiego; oryginalna kompozycja Barbary Lichy.
Szkoda, że na codzień nie organizujemy wystaw poszczególnych artystów, choćby w sali lustrzanej Klubu Polskiego Ashfield. Mielibyśmy okazję nie tylko obejrzeć dzieła, ale i poznać autorów. I tu przykład: na wielu imprezach kulturalnych w polskich klubach spotykam miłą starszą panią; znając wielu naszych artystów, jednak nie miałam pojęcia, że pani ta jest świetną malarką. Mam na myśli p.Barbarę Pyrzakowską, której pejzażami najpierw zachwyciłam się w czasie otwarcia TKP , a potem dowiedziałam się, że właśnie ona jest ich autorką!
Wystawa cieszyła oczy, a koncert wypadł równie doskonale.
Elegancko się prezentujący, obdarzony pięknym barytonem i świetnie mówiący po angielsku Stanisław Mikołajski (dyrektor teatru „Fantazja”) bezbłędnie prowadził konferansjerkę.
Koncert był krótki, lecz bardzo udany. Wystąpili doskonale znani sydnejskiej Polonii uzdolnieni bracia Grzegorz (fortepian) i Krzysztof (skrzypce) Kinda.
Zaprezentowali trafnie dobrany przekrój muzyki polskiej: zaczynając dynamicznym Polonezem As-dur Fryderyka Chopina, by przez łagodną „Legendę” na skrzypce i fortepian - Henryka Wieniawskiego, przejść do muzyki współczesnej - wprost perkusyjnej „Toccaty” na fortepian Grażyny Bacewiczówny. Organizatorką koncertu była Barbara Henclewska.
We wtorek, od godz. 13.00 do 21.00 na Maratonie Filmowym w Klubie Polskim Ashfield można było oglądać polskie filmy z ostatnich lat. A także kultowy film australijski, w reżyserii Jerzego Domaradzkiego „Lilian’s story”. Polski reżyser był obecny na spotkaniu. Imprezę prowadziła Elżbieta Chylewska.
W środę, w tym samym miejscu, o tej samej porze i przy wyjątkowo dużej frekwencji Ernestyna Skurjat-Kozek poprowadziła Spotkanie Seniorów „Wspomnienia z przeszłości”.
We czwartek, również po południu, w klubie polskim odbyło się spotkanie literackie „Powroty do źródeł” i było to spotkanie z polonijnymi pisarzami tworzącymi w języku angielskim - z Haliną Robinson i Marcelem Weylandem. Prowadził Jan Dydusiak. W tym samym czasie w Centrum Handlowym w Ashfield polski folklor rozsławiała grupa taneczna „Syrenka”. Koordynatorem wydarzenia był Alex Brak.
W piątek wieczorem w Klubie Polskim Ashfield wystąpił przybyły z Polski Chór Kameralny Uniwersytetu Poznańskiego im. Adama Mickiewicza, pod dyrekcją Krzysztofa Szydzisza - zdobywca wielu nagród na międzynarodowych festiwalach i konkursach. Zaraz po koncercie młodzież bawiła się na Funky House Party, przy muzyce prezentowanej przez dwóch DJ-ów i zespołu 4 AM. Koordynatorką disco była Justyna Leszczyńska.
W sobotę wieczorem odbył się uroczysty bankiet, połączony z koncertem muzyki klasycznej, wystąpili także: trio wokalne i duet taneczny. Imprezę przygotowali Barbara Henclewska i Janusz Nawrocki. Po koncercie bawiono się przy muzyce duetu Chocolate.
I na koniec, w niedzielę odbyły się dwie równoległe imprezy: na szczycie góry Kościuszki w Górach Śnieżnych (sprawozdanie z tej imprezy zdaje prowadząca ją Ernestyna Skurjat-Kozek); natomiast w Ashfield, zaraz po uroczystej mszy świętej w kościele Św. Wincentego, już od godz. 13.00, w Parku Ashfield rozpoczął się Piknik Rodzinny.
Co prawda, na Pikniku nie było takich tłumów jakie zjeżdżają się na festyny na Darling Habour, ale z całą pewnością atmosfera była o wiele przyjemniejsza, niż na ostatnim Bożym Narodzeniu w Tumbalong Park. Nie tylko dlatego, że dopisała pogoda (było słonecznie, choć niezbyt upalnie), lecz głównie dlatego, że znów była to impreza mająca polski charakter, a tego nastroju zabrakło na ostatnim „niepolskim” Bożym Narodzeniu.
Kioskarze już od 13.00 prowadzili sprzedaż pięknej biżuterii ze srebra i bursztynu, można było kupić najnowsze wydania polskich książek i czasopisma, kosmetyki, galanterię z polskimi akcentami, luksusowe garnki. Można też było posmakować wyśmienitej polskiej kuchni. Napojów chłodzących nie zabrakło do samego wieczora!

Koordynatorką sceny była Barbara Henclewska i jak zauważyłam śledząc polonijne imprezy na wolnym powietrzu, tylko Barbarze udaje się przeprowadzić program bez opóźnień, niedociągnięć, nieoczekiwanych niespodzianek. Jeśli ona organizuje - wszystko jest „dopięte na ostatni guzik”. Znów udało się jej zachęcić do występów szerokie grono utalentowanych piosenkarzy i instrumentalistow. Wszak hasłem koncertu było: „Let’s celebrate with the Polish community!”.


Po gitarzystach prezentowała się zdolna piosenkarka Oliwia Kierdal, która mimo młodego wieku już zdążyła wydać płytę z własnymi piosenkami.

W przerwie między występami radio SBS przeprowadziło kilka konkursów z nagrodami.
Potem ponownie radowały oczy tańce ludowe w wykonaniu „Syrenki”, po nich znany zespół „Razem” (choć szkoda, że tym razem sympatyczne Jolanta Komincz i Bożena Szymańska wystąpiły bez Sylwka Gładeckiego), znów Syrenka i ...gwóźdź programu! występ gości z Polski - koncert Chóru Kameralnego Uniwersytetu Poznańskiego.
Słuchając harmonicznie skomplikowanych aranży, podziwiając precyzję wykonania i czystość głosów, nie dziwię się, że zespół jest laureatem wielu nagród międzynarodowych! W parku, na otwartej przestrzeni zaśpiewali najpierw polską ludową piosenkę „W moim ogródeczku”, a potem już w j. angielskim, w arcyciekawym, jazzowym aranżu znaną piosneczkę „O my darling Clementine” i australijską „Waltzing Matilda”. Na koniec Matildy usłyszeliśmy chór złożony ze śmiejącej się ...kookaburry, papug i innych australijskich ptaków, cykad - czyli chór australijskiego buszu! Poznańska młodzież śpiewała wspaniale: dowcipnie, lekko, bardzo muzykalnie, a przecież chór tworzą studenci i pracownicy wcale nie muzycznych wydziałów!

Fajnie było! Chętnie spotkamy się na przyszły rok - zapewniali wszyscy opuszczający Ashfield Park. Dobrze byłoby jednak estradę (na kółkach przecież!) ustawić nie tyłem do zachodu, bo słońce oślepiało widzów, tylko na górce (dźwięk będzie się lepiej niósł) i tyłem do południa. W ten sposób widzowie będą mogli skryć się w cieniu drzew.

Ogólne i specjalne podziękowania należą się Hannie Bilyk za zaprojektowanie szczególnie udanego logo imprezy, które pojawiło się na wszystkich publikacjach dotyczących TKP.
Koordynatorzy, uczestnicy (i myślę - także widzowie!) składają serdeczne podziękowania pomysłodawcy i dyrektorowi TKP - Januszowi Nawrockiemu za czuwanie nad całością i troskę o wszystkich.
Oraz specjalne dzięki! niestrudzonemu Markowi Vitowi z PATV, który wraz ze swoją ekipą rejestrował wszystkie wydarzenia, we wszystkie dni TKP w Ashfield. Fotograficzną dokumentację festiwalu można już zobaczyć na stronie internetowej www.patv.com, jak również można zobaczyć tam, zarejestrowane kamerami PATV urywki z poszczególnych imprez.

Narazie do zobaczenia w przyszłym roku, a co będzie dalej?
Wierzę, że... (bez „jak”!) „...Bóg da.”
Wszystkie momenty swoją niezawodną kamerą uchwycił Tomek Koprowski!