sobota, lutego 24, 2007

Udany wstęp do obchodów 170-lecia polskiego osadnictwa w NPW!

A możeby tak Tydzień Kultury Polskiej organizować każdego roku?

Zacznę od rozwinięcia podtytułu: spytałam kilku organizatorów imprez, które od 12 do 18 lutego 2007r. odbywały się w Ashfield w NPW, czy byliby w stanie, rok w rok organizować Tydzień Kultury Polskiej? Odpowiedzieli - czemu nie! No właśnie! Uważam, że to doskonały pomysł!
Wszak z polskiego tygodnia w Ashfield są zadowoleni i aryści i organizatorzy i publiczność. „Cudze chwalicie, swego nie znacie!” – możemy przeciwstawić się gorzkawej ironii tego polskiego porzekadła. Na minionym festiwalu zaprezentowalii swoje talenty mieszkańcy Sydney i okolic, na następne mogą zgłosić się także ci z dalszych stron. Na propagowanie polonijnych artystów nie musimy czekać kilkunastu lat w kolejce do PolArtu!

Ponieważ tegoroczne obchody były w jakimś sensie „pilotem” uroczystości, które odbędą się dokładnie w 170 rocznicę przybycia do Nowej Południowej Walii pierwszych polskich osadników, mamy pewność, że w przyszłym roku festyn się odbędzie. A potem?... Mam nadzieję, że tradycja pozostanie!

Artystów mamy wielu i wielu rzeczywiście doskonałych. Warto podziwiać efekty ich pracy, warto propagować ich twórczość i ją sprzedawać! A taki festyn, to jedna z prostych dróg do zaprezentowania australijskiemu społeczeństwu, co potrafimy i ...zachęta do kupna! Dobrze byłoby więc na przyszłe imprezy zapraszać właścicieli galerii, muzycznych i handlowych impresariów, oraz zainteresować media australijskie tak, żeby były obecne w czasie wszystkich imprez. Jednym słowem, choć jest to trudne, przydałaby się większa reklama.

Okazuje się, że istniejemy w Australii prawie od początku! Chociaż co prawda, pierwszym Polakiem, który postawił nogę na australijskim kontynencie był zesłaniec Jan Potaski przybyły tu 204 lata temu. Lecz takie to były czasy, często skazywano ludzi na katorgę za nieznaczne przewinienia...
Natomiast pierwszymi osadnikami, którzy wysiedli ze statku w NPW w 1838r, była rodzina księcia Druckiego-Lubeckiego. I od tego roku liczymy polską obecność na australijskiej ziemi. W związku z tym, że równe 170-lecie przypada na rok 2008, komitet organizacyjny tegorocznych obchodów przewiduje dużo większe uroczystości w roku następnym.

Myślę, że wybrano dobre miejsce na ten festiwal. W Ashfield mieszka wielu Polaków, dzielnica ta leży mniej więcej w środku Sydney, no i wszyscy wiemy jak trafić do Polskiego Klubu! Park, gdzie odbywają się występy estradowe, jest zadrzewiony, a na porośniętym zdrową trawą placu może wygodnie ulokować się nawet kilkanaście tysięcy widzów.

Tegoroczny Tydzień Kultury Polskiej w Ashfield każdego dnia serwował ciekawe imprezy! Już na uroczystym otwarciu zostali przedstawieni polonijni artystyści plastycy i muzycy. Gości wchodzących na salę koncertową Town Hallu Ashfield, witała przemiła para w strojach ludowych, a byli to Elżbieta Cyganiuk i Krzysztof Żurawski z zespołu Kujawy.

Zanim rozpoczął się koncert mogliśmy zapoznać się z twórczością naszych malarzy, rzeźbiarzy i fotografików. A było co oglądać!
Tuż przy wejściu po lewej stronie prezentował swoje najnowsze pejzaże i abstrakcje namalowane szpachelką! Krzysztof Kos. Po drugiej stronie stały dwa portrety autorstwa Grzegorza Dąbrowy: na jednym rozpoznaliśmy Ernestynę Skurjat-Kozek, ze swoim ulubionym foksterierkiem. Basia Dąbrowa, żona Grzegorza, dekoratorka Salonów Artystycznych w konsulacie RP, które zmieniały nieefektowną salkę w baśniowe komnaty - zaprezentowała dwie apetyczne martwe natury z owocami.

W centrum sali na pięknych obeliskach stały rzeźby z brązu Piotra Ożerskiego (trzy popiersia jego autorstwa stoją na placyku Ibero Plaza, tuż po prawej stronie wejścia na dworzec centralny). W Town Hall mocowali się na ręce zastygli w brązie „Siłacze”. „Zaklinacz wiatru” co prawda trwał w tajemniczym bezruchu, za to kusząco wyginała się „Naga dziewczyna”. Trochę dalej stały subtelne porcelanowe rzeźby Elli Szpindler, która równie jak Piotr Ożerski studiowała w sławnej szkole Kenara w Zakopanem. Tuż przy wejściu, dość groźny nastrój narzucały kosmiczne kompozycje Krzysztofa Kalińskiego, bywającego także poetą... („Poetą się nie jest, poetą się bywa...”)

Po bokach sali kolorami i kompozycjami zachwycały prace innych artystów. Prezentowali swoje obrazy: Teresa Dębek malarka, która doskonale uchwyciła charakter i koloryt australijskiego pejzażu - również poetka. Jak widać czasem jesteśmy uzdolnieni w różnych kierunkach, jak w wypadku Jolanty Howe-Komincz, którą znamy jako piosenkarkę, pianistkę i gitarzystkę (zespół „Razem” i teatr „Fantazja”). Okazało się, że Jola także doskonale maluje. Na wernisażu zaprezentowała akwarelę (a jednak o muzycznej tematyce!) „Skrzypce”.

Dalej cieszyły oczy kwiaty Ewy Grajewskiej; barwne, oryginalne - malowane specjalną, wzorowaną na barokowej techniką akwarele Zbigniewa Dromireckiego; utrzymane w zielono-żółtych kolorach oleje zafascynowanej australijską naturą Uli Richardson; mistyczny busz Maryli Grzybowskiej; równie tajemnicze, zmuszające do kontemplacji prace Stana Florka, Wandy Gierzyńskiej, Bożeny Glajcher, Eli Madziar, Karoliny Nowak; surrealistyczne prace Marka Kołaczkowskiego; oryginalna kompozycja Barbary Lichy.

W Town Hall wystawiła swoje prace także trójka naszych artystów fotografików: Barbara Konkołowicz kamerą uchwyciła wiatr nad oceanem; Tomek Koprowski „naczelny rejestrator najważniejszych wydarzeń polonijnych i nie tylko!” zaprezentował dwie nastrojowe prace: łazienkowski pomnik Chopina i „Skrzypka na dachu” podświetlonego promieniami zachodzącego słońca; Danuta Wawrzyniec oryginalne, enigmatyczne portrety, uchwycone na kamieniach cienie.

Szkoda, że na codzień nie organizujemy wystaw poszczególnych artystów, choćby w sali lustrzanej Klubu Polskiego Ashfield. Mielibyśmy okazję nie tylko obejrzeć dzieła, ale i poznać autorów. I tu przykład: na wielu imprezach kulturalnych w polskich klubach spotykam miłą starszą panią; znając wielu naszych artystów, jednak nie miałam pojęcia, że pani ta jest świetną malarką. Mam na myśli p.Barbarę Pyrzakowską, której pejzażami najpierw zachwyciłam się w czasie otwarcia TKP , a potem dowiedziałam się, że właśnie ona jest ich autorką!

Wieczór miał sympatyczną atmosferę! Sala była pełna, wszystkie twarze uśmiechnięte - słyszałam wiele pochwalnych głosów.
Wystawa cieszyła oczy, a koncert wypadł równie doskonale.
Elegancko się prezentujący, obdarzony pięknym barytonem i świetnie mówiący po angielsku Stanisław Mikołajski (dyrektor teatru „Fantazja”) bezbłędnie prowadził konferansjerkę.

Gości uroczyście powitał konsul generalny RP dr.Ryszard Sarkowicz. Barwnie opowiadała o wystawie organizatorka Elżbieta Cesarska, która od wielu lat, z poświęceniem propaguje prace polonijnych artystów i co najważniejsze: jest osobą znającą się na sztuce i mającą kontakt prawdopodobnie ze wszystkimi polonijnymi twórcami! Ciepło i dowcipnie o polskiej społeczności wyrażał się gość honorowy - mer miasta Ashfield, Ted Cassidy.

Honorowymi gośćmi ze strony australijskiej byli także: consilor for Stradfield - Lucille McKenna, oraz editor in chif Australian Womens Weekly - Deborah Thomas.
Koncert był krótki, lecz bardzo udany. Wystąpili doskonale znani sydnejskiej Polonii uzdolnieni bracia Grzegorz (fortepian) i Krzysztof (skrzypce) Kinda.
Zaprezentowali trafnie dobrany przekrój muzyki polskiej: zaczynając dynamicznym Polonezem As-dur Fryderyka Chopina, by przez łagodną „Legendę” na skrzypce i fortepian - Henryka Wieniawskiego, przejść do muzyki współczesnej - wprost perkusyjnej „Toccaty” na fortepian Grażyny Bacewiczówny. Organizatorką koncertu była Barbara Henclewska.

Po artystycznych emocjach goście częstowali się kanapeczkami przygotowanymi przez restaurację „Nadwiślańską” z klubu polskiego Ashfield, oraz polskim piwem i śliwkowo-alkoholowym koktajlem. Wśród licznie zgromadzonych gości można było zauważyć przedstawicieli wielu polonijnych organizacji i mediów.

Nad sprawnym przebiegiem imprezy czuwał dyrektor i pomysłodawca festiwalu Janusz Nawrocki, wspierał go Lucjan Romanowski. W organizowaniu, przygotowaniach i wieczornym przenoszeniu wystawy do Klubu Polskiego Ashfield organizatorce - Elżbiecie Cesarskiej czynnie pomagali: „druga po Bogu” Jaga Nasielska, Tom Koprowski z żoną Kingą, Krzysztof Kos - ofiarodawca wszystkich sztalug, na których ustawiono podświetlone obrazy, Marta i Oscar Troche, pp. Dromireccy, Basia i Grzegorz Dąbrowowie, Mariusz Pasternak, Janusz Kalbarczyk i wielu bezimiennych ludzi dobrej woli, którzy pomagali przewozić obrazy. Wszystkim wymienionym osobom serdecznie dziękuje za pomoc Elżbieta Cesarska.

Imprezy promujące kulturę polską odbywały się każdego dnia tygodnia.
We wtorek, od godz. 13.00 do 21.00 na Maratonie Filmowym w Klubie Polskim Ashfield można było oglądać polskie filmy z ostatnich lat. A także kultowy film australijski, w reżyserii Jerzego Domaradzkiego „Lilian’s story”. Polski reżyser był obecny na spotkaniu. Imprezę prowadziła Elżbieta Chylewska.
W środę, w tym samym miejscu, o tej samej porze i przy wyjątkowo dużej frekwencji Ernestyna Skurjat-Kozek poprowadziła Spotkanie Seniorów „Wspomnienia z przeszłości”.
We czwartek, również po południu, w klubie polskim odbyło się spotkanie literackie „Powroty do źródeł” i było to spotkanie z polonijnymi pisarzami tworzącymi w języku angielskim - z Haliną Robinson i Marcelem Weylandem. Prowadził Jan Dydusiak. W tym samym czasie w Centrum Handlowym w Ashfield polski folklor rozsławiała grupa taneczna „Syrenka”. Koordynatorem wydarzenia był Alex Brak.

W piątek wieczorem w Klubie Polskim Ashfield wystąpił przybyły z Polski Chór Kameralny Uniwersytetu Poznańskiego im. Adama Mickiewicza, pod dyrekcją Krzysztofa Szydzisza - zdobywca wielu nagród na międzynarodowych festiwalach i konkursach. Zaraz po koncercie młodzież bawiła się na Funky House Party, przy muzyce prezentowanej przez dwóch DJ-ów i zespołu 4 AM. Koordynatorką disco była Justyna Leszczyńska.
W sobotę wieczorem odbył się uroczysty bankiet, połączony z koncertem muzyki klasycznej, wystąpili także: trio wokalne i duet taneczny. Imprezę przygotowali Barbara Henclewska i Janusz Nawrocki. Po koncercie bawiono się przy muzyce duetu Chocolate.

I na koniec, w niedzielę odbyły się dwie równoległe imprezy: na szczycie góry Kościuszki w Górach Śnieżnych (sprawozdanie z tej imprezy zdaje prowadząca ją Ernestyna Skurjat-Kozek); natomiast w Ashfield, zaraz po uroczystej mszy świętej w kościele Św. Wincentego, już od godz. 13.00, w Parku Ashfield rozpoczął się Piknik Rodzinny.

Co prawda, na Pikniku nie było takich tłumów jakie zjeżdżają się na festyny na Darling Habour, ale z całą pewnością atmosfera była o wiele przyjemniejsza, niż na ostatnim Bożym Narodzeniu w Tumbalong Park. Nie tylko dlatego, że dopisała pogoda (było słonecznie, choć niezbyt upalnie), lecz głównie dlatego, że znów była to impreza mająca polski charakter, a tego nastroju zabrakło na ostatnim „niepolskim” Bożym Narodzeniu.
Kioskarze już od 13.00 prowadzili sprzedaż pięknej biżuterii ze srebra i bursztynu, można było kupić najnowsze wydania polskich książek i czasopisma, kosmetyki, galanterię z polskimi akcentami, luksusowe garnki. Można też było posmakować wyśmienitej polskiej kuchni. Napojów chłodzących nie zabrakło do samego wieczora!

Ale oczywiście, to co najważniejsze działo się na estradzie.
Koordynatorką sceny była Barbara Henclewska i jak zauważyłam śledząc polonijne imprezy na wolnym powietrzu, tylko Barbarze udaje się przeprowadzić program bez opóźnień, niedociągnięć, nieoczekiwanych niespodzianek. Jeśli ona organizuje - wszystko jest „dopięte na ostatni guzik”. Znów udało się jej zachęcić do występów szerokie grono utalentowanych piosenkarzy i instrumentalistow. Wszak hasłem koncertu było: „Let’s celebrate with the Polish community!”.

Konferansjerkę swobodnie i ze swadą prowadziła para młodych, bardzo dobrze się prezentujących debiutantów: Aurelia Stanisławczyk i Kuba Milczanowski.

Kolejno występowali: folklorystyczny zespół Kujawy, Polska Szkoła w Randwick z muzyczną inscenizacją dziecięcej piosenki; a zaraz po nich występ rewelacyjnego duetu Chocolate Band, czyli Asi Łunarzewskiej i Marka Taylora; znów Kujawy i 13 letnia Alicja Polak, zespół muzyczny Topless, w którym wraz z rodzicami Elą i Darkiem Machowiczami zaprezentowała się ich 13 letnia córka Ania. Potem tańczyły młodsza grupa „Kujaw” i dziecięca grupa taneczna Pol-Hop. A po godz. czwartej, po raz pierwszy zaprezentował się Polonii duet gitarzystów Jerzy Dąbrowski i Witold Kołodziej (z nimi gościnnie Jolanta Komincz), w repertuarze rockowo-bluesowym.
Po gitarzystach prezentowała się zdolna piosenkarka Oliwia Kierdal, która mimo młodego wieku już zdążyła wydać płytę z własnymi piosenkami.

I znów nasze porywające tańce ludowe, tym razem w wykonaniu zespołu „Syrenka”. Po nich zespół 4 AM, z interesującą wokalistką Anią Wojtkowiak. Na II Darling Habour Ania zaśpiewała „Zegarmistrza światła” akompaniując sobie na gitarze. W międzyczasie nagrała płytę i jak mi się wydaje – bardzo się rozwinęła oraz zmieniła styl śpiewania, na pikniku zaprezentowała także swoje kompozycje.
W przerwie między występami radio SBS przeprowadziło kilka konkursów z nagrodami.
Potem ponownie radowały oczy tańce ludowe w wykonaniu „Syrenki”, po nich znany zespół „Razem” (choć szkoda, że tym razem sympatyczne Jolanta Komincz i Bożena Szymańska wystąpiły bez Sylwka Gładeckiego), znów Syrenka i ...gwóźdź programu! występ gości z Polski - koncert Chóru Kameralnego Uniwersytetu Poznańskiego.

Słuchając harmonicznie skomplikowanych aranży, podziwiając precyzję wykonania i czystość głosów, nie dziwię się, że zespół jest laureatem wielu nagród międzynarodowych! W parku, na otwartej przestrzeni zaśpiewali najpierw polską ludową piosenkę „W moim ogródeczku”, a potem już w j. angielskim, w arcyciekawym, jazzowym aranżu znaną piosneczkę „O my darling Clementine” i australijską „Waltzing Matilda”. Na koniec Matildy usłyszeliśmy chór złożony ze śmiejącej się ...kookaburry, papug i innych australijskich ptaków, cykad - czyli chór australijskiego buszu! Poznańska młodzież śpiewała wspaniale: dowcipnie, lekko, bardzo muzykalnie, a przecież chór tworzą studenci i pracownicy wcale nie muzycznych wydziałów!

I jeszcze dwa występy: niesłyszany od kilku lat zespół „De facto”, którego liderem jest Witek Fogelsinger, z zespołem śpiewał i grał na gitarze Sylwek Gładecki, i imprezę zakończyła sama koordynatorka Basia Henclewska, w duecie z Elą Machowicz śpiewając piosenkę „Dwie morgi słońca” Powtarzający się refren „baj, baj, baj...” wraz z solistkami śpiewali zgromadzeni pod sceną widzowie.

Fajnie było! Chętnie spotkamy się na przyszły rok - zapewniali wszyscy opuszczający Ashfield Park. Dobrze byłoby jednak estradę (na kółkach przecież!) ustawić nie tyłem do zachodu, bo słońce oślepiało widzów, tylko na górce (dźwięk będzie się lepiej niósł) i tyłem do południa. W ten sposób widzowie będą mogli skryć się w cieniu drzew.

Organizatorzy pikniku: koordynator sceny Basia Henclewska i koordynator stoisk Stanisław Mikołajski pragną podziękować wszystkim, którzy bezinteresownie pomagali w organizowaniu tego przedsięwzięcia. A byli to: Jaga Nasielska, Sara Henclewska (asystentki sceny), Lucjan Romanowski, Marta i Oscar Troche, Ewa Habijanec, Halina Małecka Dallas, Tomek Koprowski (wszyscy z komitetu organizacyjnego TKP).
Ogólne i specjalne podziękowania należą się Hannie Bilyk za zaprojektowanie szczególnie udanego logo imprezy, które pojawiło się na wszystkich publikacjach dotyczących TKP.
Koordynatorzy, uczestnicy (i myślę - także widzowie!) składają serdeczne podziękowania pomysłodawcy i dyrektorowi TKP - Januszowi Nawrockiemu za czuwanie nad całością i troskę o wszystkich.
Oraz specjalne dzięki! niestrudzonemu Markowi Vitowi z PATV, który wraz ze swoją ekipą rejestrował wszystkie wydarzenia, we wszystkie dni TKP w Ashfield. Fotograficzną dokumentację festiwalu można już zobaczyć na stronie internetowej www.patv.com, jak również można zobaczyć tam, zarejestrowane kamerami PATV urywki z poszczególnych imprez.

Wśród odpoczywających i dobrze bawiących się gości odnotowałam nieoficjalną obecność konsula generalnego RP dr. Ryszarda Sarkowicza, oraz wicekonsula Grzegorza Jopkiewicza. Także nieoficjalnie zjawił się na Pikniku mer miasta Ashfield Ted Cassidy - który jak widać pokochał naszą społeczność!
Narazie do zobaczenia w przyszłym roku, a co będzie dalej?
Wierzę, że... (bez „jak”!) „...Bóg da.”


Wszystkie momenty swoją niezawodną kamerą uchwycił Tomek Koprowski!