piątek, maja 18, 2007

„Aborygeni Australii” – książka, która pomaga zrozumieć świat odwiecznych mieszkańców Australii

Nareszcie doczekaliśmy się książki, która pomaga nam zrozumieć kulturę i tragiczną historię rdzennych mieszkańców Australii. Zrozumieć bez większego wysiłku, bo czyta się ją lekko, ale z zaangażowaniem i czasem wręcz z łezką w oku. Napisana prostym, a jednocześnie ubogaconym w historyczne fakty stylem wciąga czytelnika w pasjonującą, opartą na fikcyjnym wątku opowieść o losach aborygeńskiej rodziny z plemienia Walbiri zamieszkującego pustynne tereny Australii Centralnej.

Dzieje pięciu pokoleń niegdyś mężnego i znaczącego klanu odsłaniają przed nami ponad 200- letnią historię procesu wyniszczania tubylczej ludności, zarówno w drodze aktów ludobójstwa ( masakry w Barrow Creek zwanym Potokiem Czaszek, w okolicach Hugh i Finke), jak również poprzez przyniesione z Europy choroby, alkohol, wyniszczającą pracę na farmach białych i w kopalniach, eksperymenty z bronią jądrową, politykę asymilacji i seksualnego wykorzystywania kobiet (sexplores).
W początkowych rozdziałach opowieści poznajemy dzieciństwo i życie przedstawicieli najstarszej generacji: Maringky i Nakuły oraz ich syna Didjitarę, a wraz z nimi wkraczamy w świat dziecięcych zabaw, polowań, wierzeń, mitów, czarów i ceremonii narodzin, wtajemniczenia, zaślubin oraz pogrzebowych.

Plemię Walbiri zetknęło się po raz pierwszy z białym człowiekiem w 1860 r., a był nim John Stuart i towarzysze jego wyprawy, w której zamierzał przemierzyć kontynent z południa na północ. Od tego momentu wraz z wątkiem szczęśliwego dzieciństwa córki Didjitay, Nangały, osieroconej przez zmarłą przy porodzie 13-letnią matkę, kończą się zapisy praktykowanego od wieków życia w harmonii z przyrodą. Dramatyczne będą dalsze losy Nangały (odnajdziemy ją wśród trędowatych umierającą na wyspie śmierci Channel) i jej młodszego syna Baraji, który w poszukiwaniu wody i żywności postanowił zatrudnić się na farmie u „Jednookiego” Australijczyka.

Śledząc jego losy, poznajemy nieludzkie warunki życia Aborygenów na farmie, wyzysk tubylczych dziewcząt, które stawały się własnością tych, co je żywili, czyli białych. Tam młody Baraja poznaje swoją przyszłą żonę Koorindę, którą pragnie ochronić przed seksualnym wyzyskiem białych.
Młodzi uciekają z farmy i znajdują bezpieczne schronienie się w Krainie Piaskowców, miejsca zwanego również „otwartym więzieniem”, gdzie kryją się przed „sprawiedliwością” białych ciemnoskórzy uciekinierzy z więzień. Ciężkie warunki życia, kurczące się zasoby wody i żywności sprawiają, że po kilku latach młoda rodzina z dwojgiem małych dzieci wraca na farmę Nicka, znanego Baraji z poprzedniej pracy.

W okresie tzw. gorączki złota, pracodawca otwiera kopalnię węgla, która po okresie prosperity ulega zawaleniu. Ginie w niej biały właściciel Nick w trakcie próby ratowania Gudjawy, syna Bareji, uprzednio ratując także Baraję. Ranny Baraja trafia do szpitala w dużym mieście. Miasto stworzone przez białego człowieka i deprawujące rozrywką oraz alkoholem staje się przyczyną rozdzielenia rodziny: żona Koorinda wraz z córką Maringką zatrudniły się na służbie u białych i stały się ich własnością. Zrozpaczony i osamotniony Baraja wraca do rodzinnych stron i tam umiera.
W jego tragicznych losach jakby zdawkowym, ale istotnym epizodem była postawa przejawiającego ludzkie odruchy Nicka, który zginął w kopalni usiłując ratować syna Baraji.

Przypadek sprawił, że w buszu zetknął się z bratem Nicka, który zapisał swój majątek w testamencie na edukację dzieci Maringki. Generacja córki Baraji Maringki poddana została polityce asymilacji. Jej dzieci i wnuki urodzone w mieście ulegną nieuchronnemu procesowi mieszania ras, co w praktyce oznaczało przymusowe porywanie dzieci „półkrwi” i dostarczanie ich do sierocińców zwanych „domami opieki”, próby ucieczek dzieci, ściganie ich przez policyjne patrole i tropienie za pomocą tzw. „policyjnych chłopców”. Zarówno dla matek jak i dzieci ta antyludzka polityka asymilacji z lat 50. i 60. XX w. była największą tragedią aborygeńskich rodzin.

Osobny rozdział książki stanowią losy Tiapały wychowywanego przez siostry zakonne na misji i ochrzczonego jako Petera wnuka brata Baraji. Młody i zdolny chłopak marzący o studiach na Uniwersytecie przypadkowo spotyka najwybitniejszego bojownika o prawa Aborygenów Charlesa Perkinsa zwanego także australijskim Martinem Luterem Kingem. Peter uczestniczy w organizowanych przez Perkinsa rajdach protestacyjnych tzw. „Fredom Riders” i jest świadkiem jego śmiałych wystąpień i inicjatyw.

Dzięki tej książce dowiadujemy się o zakulisach trudnej walki o swoje miejsce i prawa na własnej ziemi. Poznajemy okrutne realia życia tubylczej ludności: dyskryminację w miejscach publicznych, seksualną eksploatację aborygeńskich kobiet, oszukiwanie w urzędach, skutki polityki asymilacji oraz okrucieństwa patroli policyjnych, które porywały dzieci „półkrwi” i dostarczały ich do sierocińców, często urządzały masakry na Aborygenach.
Przykładowo w 1926 r. przy Forest River, gdzie tzw. policjanci zakuwali w łańcuchy aresztowanych i wlekli ich za końmi.

W epilogu znakomite podsumowanie książki, raz jeszcze nawiązanie do czasów Jakurrpy (Dreamtime) i przejście do czasów Julkura, czyli pojawienia się białych i ponad 200 –letnia historia niechlubnej działalności białego człowieka podana w pigułce.
Ponownie śledzimy fakty z inwazji farmerów, potem o pracy misjonarzy, sierocińców, przerażające szczegóły z prób broni nuklearnej w latach 1952-1963, polityki asymilacji itp. W zakończeniu autorka przenosi czytelnika do czasów najnowszych, pisze o utworzeniu dwóch centrów sztuki aborygeńskiej i międzynarodowych sukcesach malarzy stowarzyszonych pod nazwą „Papunya Tula” i artystów z Centrum Artystycznego w Yuendumu.

Wiedza zamknięta w tej publikacji oparta na faktach z życia Aborygenów australijskich i na wydarzeniach historycznych powinna stać się udziałem każdego Polaka, który mieszka lub przyjeżdża do Australii.

Tatiana Kamińska wykonała ogromną, wieloletnią i żmudną pracę przeszukując archiwa National Library w Kanberze i Mitchell Library w Sydney, docierając do odpowiednich ludzi, instytucji i do samych Aborygenów, aby umożliwić czytelnikom „zrozumienie świata tych, którzy mieszkają na piątym kontynencie przeszło 60 000 lat”.
Żeby zrozumieć Australię trzeba kupić i przeczytać tę znakomitą, napisaną na miarę „diamentowego pióra” książkę. Gorąco polecam wszystkim Czytelnikom.

Grażyna Walendzik


Wszystkie fotografie pochodzą z książki "Aborygeni Australii".